niedziela, 17 lutego 2013

Kowno, 11.08.2012

Tydzień na Suwalszczyźnie minął całkiem szybko. Może nie zdobyliśmy tylu skrzynek ile chcieliśmy... ale i tak było fajnie:) Urzekła nas ta kraina - swoim pięknem, klimatem i ... przygodami ;) A na pożegnanie postanowiliśmy zobaczyć Kowno. Co prawda skrzynek tam nie ma (tych z OC), ale odległość niewielka. Z Suwałk to tylko 118 km, potem jeszcze 240 km i jesteśmy w Białymstoku :) Z Jeleniewa wyjechaliśmy rano, takie bardziej późne rano, bo koło 10-ej. Jednak trzeba było się spakować no i wypić kawę. Na start Suwałki - trzeba było zatankować keszowóz, a potem kierunek przejście graniczne. Na przejściu dokonaliśmy wymiany naszych pieniążków na litewskie. W sumie bardzo podobna wartość bo 1 lit kosztuje około 1,20 pln - czyli nie jest tak tragicznie. Po wizycie w kantorze wkroczyliśmy na litewskie drogi. Ogólnie na Litwie warto przestrzegać przepisów, policja pojawia się znikąd i  raczej nie jest skłonna do pouczeń. Czyżby nie lubili Polaków? ;) Sama droga do Kowna... nudna. Dobrej jakości asfalt, pola... i brak TIRów. Chyba wszystkie litewskie TIRy są w Polsce... Jak się okazuje Automapa jest całkiem dobra, udało się nam bez problemu dotrzeć na upatrzone miejsce parkingowe w Kownie. Po odstawieniu samochodu udaliśmy się na zwiedzanie Kowna pieszo. Trudno mi teraz nazwać miejsca w których byliśmy, ale jak ktoś jest dociekliwy to informacje znajdzie w sieci. Naszym celem był główny deptak miejski i to co w jego okolicy. Zaparkowaliśmy nad Niemnem w pobliżu zamku i kościoła Św. Jerzego. Ten ostatni jest pod opieką bernardynów, ale kasy to oni chyba nie mają...Kościół jest z XV wieku i od tamtych czasów chyba nikt w nim nic nie naprawiał...

nad Niemnem ;)

zamek

nie wiem co to było

znowu zamek

kościół Św. Jerzego - wnętrze

kościół Św. Jerzego - wnętrze

kościół Św. Jerzego
Zgodnie z planem udaliśmy się na spacer dreptakiem miejskim, na końcu którego znajduje się sobór Kowieński czyli kościół Św. Michała Archanioła.

tak jakby starówka...

dreptak

zielono mają

dreptak cd.

nie wiem co to, ale ciekawe

sobór

przy ratuszu - miasta  partnerskie

Wicia

A w drodze powrotnej... mijaliśmy dawny klasztor Dominikanów, który klasztorem nie jest... dopiero od 1991 roku jest na powrót obiektem sakralnym. Poprzednio był tu teatr... teraz jest kościół akademicki. Zaciekawieni obiektem weszliśmy na dziedziniec, pusto, cicho. Już mieliśmy się wycofać kiedy z kościoła wyszedł lokalny... Quasimodo?? W każdym razie dziwny pan, z wielkim różańcem. I zaczął nas oprowadzać po obiekcie. Ludzkim językiem nie gadał, rysował nam patykiem na ziemi jakieś mapy kanałów, gestami opowiadał historię budynku, zaprowadził nas na samą górę - na dzwonnicę. Ma tam namiot i śpiwór, mieszka tam. Z wrażenia nas przytkało, tempo było iście olimpijskie, ale kilka zdjęć udało się zrobić.

Quasimodo

z wieży

z wieży

wnętrze dawnego klasztoru
Po tej przygodzie kilka minut zeszło, zanim wróciliśmy do rzeczywistości. Już bez przygód udaliśmy się do keszowozu. A że była sobota to po drodze napatrzyliśmy się na ślubne limuzyny.



Niedaleko parkingu był odpowiednik litewskiej Biedronki. W sumie fajnie się kupuje artykuły spożywcze, nie wiedząc co to jest ;) No bo litewskie napisy niewiele mówią hehehehe, ale kwas chlebowy rozpoznaliśmy  bez pudła. A po zakupach, zmęczeni ruszyliśmy w drogę powrotną do Białegostoku. Oczywiście po drodze zgarniając dwa kesze w Augustowie :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz