sobota, 24 sierpnia 2013

Suwalszczyzna, 17.08.2013 r.

Pogoda jak na zamówienie, można zatem wyruszyć na objazdówkę po okolicy. Jakoś specjalnie się nie spieszyliśmy z wyjazdem. Zresztą ostatnio keszowanie połączone jest ze zwiedzaniem. Już nie tylko ekran GPS i krzaki, ale i coś więcej wkoło dostrzegam ;) Na początek podjechaliśmy do Suwałk, akurat na naszej trasie był keszyk "Ponieważ żyli prawem wilka..." - OT10 - OP5211". 


Podjęcie nie przysporzyło większych problemów. A że patent w Suwałkach nowy to dla zachęty daliśmy zieloną gwiazdę. Z Suwałk kierunek Sejny. A po drodze zaległą skrzynka "Czarne, Krzywe... ale piękne - OP1D6C". 


W ubiegłym roku nie wiedzieć czemu jej nie znaleźliśmy, a teraz zdobyta praktycznie z marszu. Kolejna na trasie to skrzyneczka w Krasnopolu "Skarb Krasnopola - OP6963". A właściwie trochę przed. Dokładniej to nad jeziorem Długie. Dobrze, że w tym miejscu pojawiła się skrzynka, bo jezioro warte odwiedzenia. 



Pierwsza klasa czystości wody, mało ludzi - coś pięknego. Wizyta w Sejnach upłynęła pod znakiem litewskiego kwasu chlebowego w puszce i moich wspomnieniach z dzieciństwa, kiedy to spędzałem wakacje u babci w tym miasteczku. 




Jak już byliśmy w Sejnach to podskoczyliśmy za Giby. Po dwie skrzyneczki których nie udało się nam podjąć w ubiegłym roku. Zresztą seria skrzynek Hanbeia to długa historia, bo mimo sporej odległości od Białegostoku to chyba trzykrotnie próbowaliśmy podjąć całość. 



Ale dziś się udało i ostatnia z serii skrzynek wokół rezerwatu Tobolinka czyli "Pod dębem, bez brzóz... - OP433B" została zdobyta. Dla formalności podjechaliśmy do Zelwy, i tu ponownie zdziwienie, no bo przecież skrzynka prawie na wierzchu, a w ubiegłym roku się nie udało. 


Ehhh, czasem pomroczność jasna daje się we znaki ;) W drodze powrotnej, tuż przed Gibami wypatrzyliśmy przydrożny bar. Jako że pora była ku temu jak najbardziej słuszna postanowiliśmy zatrzymać się na popas. Bar niezbyt zachęcał swoim wyglądem, ale nie zraziliśmy się tym. I w sumie dobrze - porcje całkiem spore, cenowo też znośnie i całkiem smacznie. Ewa zdecydowała się na soczewiaki, ja natomiast pochłonąłem placek ziemniaczany z mięsem. Syci na ciele, ruszyliśmy szukać strawy duchowej w postaci nowych miejsc i keszy. Na popołudnie zaplanowaliśmy odwiedziny w okolicach Puńska. W trakcie jazdy zaciekawiła nas rzeka. Rzeka o nazwie Marycha. Każdy mostek, który mijaliśmy po drodze miał tabliczkę informującą, że rzeka która pod nim płynie to Marycha właśnie. Na odcinku 26 kilometrów naliczyliśmy ich chyba z 5 sztuk. Bardzo ciekawe ;) No ale żeby zdobyć trochę skrzynek to na trasie Sejny - Szypliszki trzeba odbić w prawo - na Puńsk właśnie. Tuż przed zakrętem jest wiadukt kolejowy, a na nim skrzynka Hanbeia "Most Żelaznego Konia - OP3E15". I pewnie jest, tylko że wiadukt jest w remoncie. 


Taki remont to nic strasznego, przecież w sobotę po południu nikt nie pracuje, więc skrzynka jest do podjęcia. Tylko jedno małe ale, wiadukt jest w takim "nigdziu", że pracownicy biwakują sobie obok. Pewnie nie chce im się dojeżdżać... Ciekawy widok takie namiotowe obozowisko i panowie w roboczych ubrankach przy grillu :) Z racji piknikowej metody pracy panów budowlańców na wiadukt nie wchodziliśmy. Ciekawe, czy skrzynka przetrwa remont. Jakoś udało nam się dojechać do kolejnego fenomenu na naszej trasie, czyli osady jaćwiesko - pruskiej w Oszkiniach. 


Mój prosty umysł za bardzo nie ogarnia tej idei, co nie zmienia faktu, że idea przeradza się w całkiem spory projekt. A o co chodzi? Otóż pewien człowiek stwierdził, że będzie kultywował zwyczaje swoich przodków oraz odbuduje swoje rodzinne czy też narodowe dziedzictwo. I jak pomyślał tak i zrobił. Z tego co się dowiedzieliśmy budowa osady trwa już 12 lat, pracują przy tym 4 osoby. A efekt? To trzeba po prostu zobaczyć. Ogromny teren, jakieś kamienie z inskrypcjami, miejsce mocy, stawy, warownie... 







Nie ogarniam... Na totalnym odludziu. Szok. Skrzynka "Osada jaćwiesko-pruska w Oszkiniach - OP3D38", jest schowana w jednym z budynków. Sympatyczny właściciel tego terenu udostępnił ją nam, co wiązało się z wynoszeniem stołu, elementów ogrodzenia itp. Ogólnie to mi się ta osada podoba, ale do tej pory mam jakieś takie mieszane uczucia. Kolejna skrzynka też pokazuje coś dziwnego, a mianowicie "Stara stacja kolejowa Trakiszki - OP5680". Stary budynek stacji ma ponad 100 lat i jest bardzo ładny. 


Do tego nie jest właściwie zniszczony. Oczywiście nie spełnia swojej funkcji, bo tuż obok jest nowy budynek stacji. Ogromny, ze trzy razy większy od starego, wybudowany jako terminal na przejściu kolejowym z Litwą. Tyle, że przejścia już dawno nie ma... przejeżdża tędy jeden pociąg dziennie! Po porcji dość odrealnionych doznań udaliśmy się do Puńska, najbardziej litewskiego miasteczka w Polsce. Niestety jak na złość wszyscy mówili po polsku, a podobno nawet w sklepie można usłyszeć język litewski. 


Za to nazwy na szyldach są pisane w dwóch językach. Podjęcie skrzynki "Punskas - OP5778" trochę się przeciągnęło, bo trafiliśmy na chrzest. 


I dopiero jak uczestnicy uroczystości udali się na nabożeństwo mogliśmy zająć się wpisywaniem do logbooka. Z Puńska potoczyliśmy się do skrzynki umieszczonej w Ogrodzie Bajek w Kaletniku. Niestety obiekt wyglądał na pozamykany, a cena wstepu w wysokości 10 pln skutecznie nas zniechęciła do podejmowania skrzynki. Podobno keszerzy nie muszą płacić... ale nie bardzo byliśmy chętni do sprawdzania tego. Za to po drodze natrafiliśmy na stację paliw. 



Jako że obsługi nie było to chciałem sobie zatankować samochód za free, niestety dystrybutor nie działał ;) Właściwie wszystkie skrzynki z dzisiejszego planu odwiedzone, można wracać do Jeleniewa na kwaterę. Oczywiście szutrową drogą - bo jakże inaczej. Jazda może mało komfortowa, ale za to widoki przyjemne dla oka. 


A potem szybka jazda krajową 8 Szypliszek do Suwałk, i wizyta na dworcu kolejowym w Suwałkach. Oczywiście nie po bilet na pociąg, tylko po skrzynkę " Dworzec kolejowy - OP3F63". Jakoś w 2011 roku większą ekipą białostocką nie udało się nam jej odnaleźć, a teraz Ewa wypatrzyła w pół minuty. Zostało jeszcze odnaleźć Lidla w Suwałkach, zakupy i jazda na kwaterę. A tuż przed Jeleniewem naszło nas na oglądanie zachodu słońca nad jeziorem Hańcza. Rzut oka o której będzie zachód słońca i lecimy. Niestety pokonanie 14 km po krętych wąskich drogach trochę nam zajęło i nie załapaliśmy się na widok znikającej słonecznej tarczy. 



Ale i tak było fajnie :) A na zakończenie dnia mieliśmy spotkanie u nas na kwaterze z keszerem z Gdańska - odwiedził nas kolega Leone z rodziną. Najbardziej zapamiętałem pytanie jego kilkuletniej córki: "Wuju, a czyja jest ćma?". Do tej pory nie umiem znaleźć jakiejś sensownej odpowiedzi ;)

Ślad GPS: Puńsk


środa, 21 sierpnia 2013

SzySzKa II - reaktywacja - OP5F79, 16.08.2013 r.

Ostatnio brak czasu mnie dopadł, ale postaram się uzupełnić zaległe wpisy. Z okazji nowej pracy przeorganizował mi się ustalony porządek rzeczy, do tego trochę czasu pochłania również działalność w Centrum Obsługi Geokeszera. Zwykłe codzienne obowiązki też jakoś same się nie chcą ogarniać... i co wychodzi? Nie mam kiedy udać się na poszukiwania skrzynek! Szczególnie tych z serii Las Techniki założonych przez sympatyczny team "polcia&szymaneq". O blogu to nawet nie wspomnę...

Ponarzekałem, to teraz mogę już popisać na temat. A temat prosty - keszowanie na Suwalszczyźnie. Bardzo się nam ten rejon spodobał i będziemy starać się chociaż kilka dni w roku tam spędzić. A pretekstem do wyjazdu było tytułowe spotkanie zorganizowane przez Obywatela Tomka. To już drugie takie spotkanie - póki co wychodzi cyklicznie, co rok, w sierpniu. Mam nadzieję, że za rok ponownie pokaże się na liście eventów. Jako że w ubiegłym roku bardzo nam się spodobały warunki na kwaterze, to w tym roku też tam się wybraliśmy. A zareklamuję - co mi tam. Pokoje Kaja w Jeleniewie. Póki co nasz numer jeden w ofercie prywatnych kwater. Pełna opcja - wifi,tv,radio,ręczniki, pościel, aneks kuchenny itp., czysto, i do tego przystępne ceny. 

Keszowóz spakowany, można ruszać. Po drodze do Augustowa żadnych postojów - raz, że nie ma już po drodze skrzynek, dwa że dość późno wyjechaliśmy z Białegostoku. W Augustowie podjęliśmy kilka zaległych skrzynek. Na pierwszy ogień "Kino Iskra - OP6504". 


Nawet udało się zaparkować całkiem blisko ;) A skrzyneczka podjęta szybko i sprawnie. Najbardziej zaciekawiła nas mucha. 

Paszcza muchy

drugi koniec muszej paszczy

muchofilm

Wielka i cała z taśmy filmowej ;) Niedaleko znajduje się druga skrzyneczka "Dom Turka - OP6ECB", tutaj też poszło szybko i sprawnie. Większy zgryz mieliśmy przy skrzynce "Hufiec ZHP Augustów-kopan666 - OP6EAE". Nic nam tu nie pasowało. Ani kordy, ani miejscówka - masakra normalnie. 

kordy z 50 metrów przestrzelone

niezbyt ciekawie
I owszem, obszukaliśmy okoliczne krzaczory, ale bez przekonania, bo teren wybitnie śmieciowy. Po naszemu - skrzynki brak. I póki co - nie zamierzamy do niej wracać. Bez problemu natomiast podjęliśmy "Szpital Biernackiego - OP65FD". I tu właściwie zakończyliśmy szukanie augustowskich skrzynek, bo trochę czas nas gonił. Podjechaliśmy jeszcze do portu Żeglugi Augustowskiej, bo w okolicy jest ukryta skrzynka "Młyn wodny w Augustowie - OP5776". Teoretycznie to skrzynka łatwa do podjęcia. Ale... no właśnie, dostęp do niej zagrodzony łańcuchami. Ktoś zagrodził, znaczy wstępu nie ma - dlatego się tam nie pchaliśmy. Co ciekawe w momencie zakładania skrzynki też te łańcuchy były... Nie wnikamy.
Augustów za nami, kierunek Biedronka w Suwałkach ;) Drobne zakupy i można jechać do Jeleniewa na kwaterę. Na kwaterze na spokojnie się ogarnęliśmy i można było przemieścić się do restauracji "Pod Jelonkiem" - czyli na miejsce spotkania. W oczekiwaniu na pozostałych uczestników zjedliśmy obiadek. Ja zamówiłem półmisek lokalnych specjałów, czyli kartacze smażone, gotowane, babka ziemniaczana i kiszka. Ewa zamówiła babkę ziemniaczaną z sosem grzybowym. Wszystko smaczne i całkiem sporo. A potem było spotkanie. 

szyszkownicy

szyszkownicy z drugiej strony

Tradycyjnie do zamknięcia lokalu i jeszcze trochę po. Opowieściom i żartom nie było końca. Ekipa trochę mniejsza niż rok temu, ale nie nudziliśmy się. Wykład Johnnego o gwiazdach i ich jasności oraz rozkład lotów satelitów na długo zapadną nam w pamięć ;) Bardzo sympatyczne są te suwalskie spotkania, bardzo.

oficjalne zdjęcie - autor Johnny224


niedziela, 4 sierpnia 2013

Czeremcha 3.08.2013 r.

Czeremcha okazała się dla nas nie lada wyzwaniem. A niby miało być prosto. Tak jakoś wyszło, że z racji koligacji rodzinnych musieliśmy jechać za Bielsk Podlaski. A stamtąd już niedaleko do Czeremchy. I w sumie tu mógłby być koniec wpisu... Bo niby po co jechać do Czeremchy? Przecież to koniec świata i bociany tam d..mi szczekają. Ale w Czeremsze pojawiły się 3 nowe skrzynki i już był powód do odwiedzenia tej miejscowości. I o ile dwie z tych skrzynek nie powinny sprawić problemu, to trzecia już tak. W sensie, że nie wiadomo gdzie jest. Tzn. wiadomo - w miejscu gdzie kiedyś była kaplica, spalona w 1941 roku. Ale gdzie była ta kaplica? Tego nie wiedzieliśmy. Pierwsza myśl to internet - przecież wszystko jest w internecie. No i niby są jakieś informacje, ale samej lokalizacji nie szło wydedukować. Street View też niewiele pomógł, samochód Google był tam i owszem, ale nie było jeszcze tabliczki upamiętniającej to miejsce. Czyli też fiasko. W trakcie poszukiwania informacji o spalonej kaplicy natknęliśmy się na inną ciekawostkę. Mydełka RIF. I temu tematowi przyjrzeliśmy się bardziej. Dość ciekawa historia i dla nas nieznana. Otóż w lesie pod Czeremchą leżą sobie poniemieckie mydełka. Leżą w trzech kopcach i jest ich mnóstwo. Z tego co udało mi się wygrzebać w internecie, to w czasie II wojny światowej w tym miejscu były magazyny wojskowe. Niemieckie oczywiście. I Niemcy wycofując się mydełka wyrzucili i spalili. Pod wpływem temperatury mydełka zmieniły swoje właściwości i najzwyczajniej w świecie utrwaliły się, tak jak wypalane cegły. Dzięki temu już prawie 70 lat leżą w lesie w niezmienionej formie, odporne na warunki atmosferyczne. Każde mydełko ma wytłoczony numer i akronim RIF. Jak się okazało w trakcie dalszego zbierania informacji, tak opisane mydełka były kojarzone z wyrobami z ludzkiego tłuszczu. Dalsze zgłębienie tematu wyjaśniło, że akronim ten oznacza "Reichsstelle für Industrialle Fettversorgung", czyli mniej więcej Ośrodek Zaopatrzeniowy Rzeszy. A nie, jak w obiegowej opinii "Rein Judisches Feet", czyli "czysty żydowski tłuszcz". Ogólnie temat mydeł oznaczonych akronimem RIF wzbudzał i wzbudza jeszcze wiele kontrowersji, całkiem zresztą niepotrzebnie, bo to zwykłe dość podłej jakości mydło wytwarzane przez gospodarkę niemiecką w czasie wojny. Podobno nawet słabo się pieniło. Nie dziwię się zatem, że Niemcy w czasie odwrotu mydła te po prostu wyrzucili. Bo i po co to w czasie odwrotu? No ale otoczka sensacji pozostała. A historia jednak banalna. Jak by historia nie była, to chcieliśmy miejsce w którym znajdują się mydełka zobaczyć na własne oczy. I znowu niepowodzenie. O ile można znaleźć informacje o samych mydełkach, ich zdjęcia w lesie, to nie ma dokładnych informacji o ich lokalizacji. Ale co tam dla nas - znajdziemy ;) 

Kilka linków w temacie mydełek dla zainteresowanych. Szczególnie polecam dwuczęściowy artykuł z Kuriera Galicyjskiego.


Etap I
Niedziela 28.07.2013 r.

Po spełnieniu obowiązków rodzinnych wyruszyliśmy na podbój Czeremchy. Na pierwszy ogień poszła skrzynka "Czeremcha - kolejowa wieża ciśnień - OP6CB9". 


Wieżę ciśnień widać z daleka, jeszcze całkiem dobrze zachowana. Z otoczenia można wnioskować, że to ulubione miejsce degustatorów tanich win. Sama wieża zamknięta na cztery spusty. A szkoda, bo można w niej zrobić jakis punkt widokowy, albo wykorzystać w jakiś inny ciekawy sposób. A tak? Standardowo - popadnie z czasem w ruinę... A skrzynka zaskoczyła pozytywnie, niby magnetyk, a rozmiar całkiem zacny. Ukryta też bardzo sprytnie. Za całokształt dałem zielona gwiazdę. Następny kesz na celowniku to "Czeremcha - katolicka - OP6CB6". Pierwszy etap, czyli dotarcie na współrzędne przebiegł bez problemu. 


Natomiast poszukiwania pamiątkowej tabliczki informującej o miejscu w którym była spalona kaplica spełzły na niczym. Niezrażeni udaliśmy się w kierunku cerkwi, żeby podjąć skrzynkę "Czeremcha - prawosławna - OP6CB7". Tutaj mieliśmy małą zagwozdkę, bo przy cerkwi pusto, nikogo nie ma, furtki pozamykane... Mało zachęcająco to wyglądało. Jak się okazało furtka była tylko przymknięta i bez problemu weszliśmy na teren świątyni. W środku cerkwi nie byliśmy, a z zewnątrz to spodobały się nam drzwi - pięknie zdobione. No i jest "wodopojka" - woda pewnie z kranu ale i tak w upalne dni smakuje :) 




Rzuciłem jeszcze okiem na pokrycie dachowe - zwykła blacha ocynkowana, a szkoda... Tak mi się jakoś nasunęło porównanie z cerkwią w Gródku, gdzie dach lśni złotem. A skrzyneczka? Mocno przypałowa, dyskretne podjęcie będzie nie lada wyzwaniem jeśli tylko będzie ktoś w zasięgu wzroku. Ale sposób ukrycia i maskowanie pozytywnie zaskakują. 


Z cerkwi udaliśmy się na ulicę Fabryczną. W lesie przy tej właśnie ulicy mają znajdować się kopce z mydełkami RIF. Po drodze wypatrywaliśmy tabliczki pamiątkowej po spalonej kaplicy, ale nie rzuciła nam się w oczy. Samochodzik zaparkowany, nagrywanie śladu GPS włączone - zaczynamy poszukiwania. Las bardzo przyjemny dochodzenia. Sosny, ściółka równa, krzaczorów brak - las tzw. "przebieżny". To sobie chodziliśmy... 


Niestety bez powodzenia. Może dlatego, że jak się później okazało, nie po tej stronie drogi szukaliśmy? ;) Nic to, przecież i tak niebawem będziemy ponownie w okolicy to poszukamy znowu. Jeszcze tylko rundka po Czeremsze w poszukiwaniu nieszczęsnej tabliczki... też bez powodzenia. Ale przedstawiciel lokalnej społeczności w postaci młodego rowerzysty bez pudła podał nam namiary na poszukiwane miejsce. Niestety w niedzielne popołudnie poszukiwania skrzynki były mocno utrudnione, więc odpuściliśmy. I tyle jeśli chodzi o etap pierwszy.

Etap II
Środa, 31.07.2013 r.

Po powrocie z Czeremchy zacząłem szperać w internecie w poszukiwaniu wskazówek jak dotrzeć do miejsca, w którym leżą mydełka RIF. Publikacji jest niewiele, a do tego żadna z nich nie precyzuje dokładnego położenia tych kopców. Znalazłem natomiast zdjęcia mydełek na oficjalnej stronie Urzędu Gminy w Czeremsze. Napisałem więc meila do autora zdjęć Pana Adama Wiluka, z zapytaniem o lokalizację mydełek. Co dziwne, bardzo szybko dostałem wyczerpującą i w sympatycznym tonie utrzymaną odpowiedź z wyrysowaną mapką :) Przyznam, że byłem pozytywnie zaskoczony reakcją Urzędu Gminy na moją prośbę :) Uzbrojeni w mapkę na spokojnie czekaliśmy soboty, kiedy to mieliśmy ponownie pojawić się w Czeremsze. Niestety życie zweryfikowało nasze plany i musieliśmy pojechać w środę po południu. Nie bardzo nam to pasowało, bo w keszowozie miałem uszkodzona pompę wody i troszkę ubywało chłodziwa... Samochodzik pochłonął w trakcie jazdy 5 litrów wody, czyli jest samochodem na wodę ;) Ale udało się dojechać i wrócić. A na miejscu można było przystąpić do poszukiwań.Jak się okazało, poprzednio szukaliśmy nie po tej stronie drogi co trzeba. Teraz, z mapką nie powinno być problemów. Pod warunkiem, że mapka pokazywałaby dobre miejsce... A nie pokazywała. Trochę nam miny zrzedły...ale mieliśmy również inne informacje pozwalające na lokalizację mydełek. Niestety nijak nam nie pasowały do terenu, który mieliśmy przed sobą. Jako że termin wyjazdu do Czeremchy nie był planowany, to po lesie mogliśmy pomyszkować tylko przez półtorej godziny. Bezowocnie. Za to powoli stajemy się znawcami lasu przy ulicy Fabrycznej ;) Standardowo - my tu jeszcze wrócimy :) A po drodze była kolejna próba podjęcia skrzynki "Czeremcha - katolicka - OP6CB6". Niestety na wprost miejsca ukrycia siedziała widownia, więc z podejmowania skrzynki zrezygnowaliśmy.

Etap III
Sobota, 3.08.2013 r.

W sumie, żeby być w okolicach Czeremchy nie mieliśmy już potrzeby. Ale... mydełka! Jak to? Nie znaleźć ich? Niemożliwe. Musimy znaleźć i koniec. Nastawienie bojowe i ruszamy. Wyposażeni w zdjęcia okolicy ukrycia mydełek, w filmik znaleziony w sieci, w wiedzę w których częściach lasu byliśmy i praktycznie nieograniczeni czasowo. Czyli musi się udać! Po drodze w Bielsku Podlaskim podjęliśmy skrzynkę "ted185_las_Pilicki - OP11E8". Chyba ze cztery razy do niej podchodziłem, dopiero po reaktywacji udało się ją odnaleźć. Bielsk Bielskiem, ale dziś najbardziej interesuje nas Czeremcha. Samochodzik zaparkowany i maszerujemy na poszukiwania. Najpierw miejsca które wytypowaliśmy oglądając mapy Geoportalu. Niestety fiasko. Potem miejsca, które pasowały nam do opisu... z tym trochę zeszło, bo najbardziej pasowało miejsce o największym zagęszczeniu krzaczorów. Ja to miejsce odpuściłem, bo trochę mi nie pasowało do zdjęć, ale Ewa dzielnie poszła w gęstwinę i walczyła z krzaczorami i pająkami. Co prawda po dwóch godzinach poszukiwań to oboje byliśmy oblepieni pajęczyną... I nawet już w domu, po kąpieli mieliśmy poczucie, że coś po nas łazi ;) Nosz kurde, nic nam w tym lesie nie pasowało do siebie. Opisy i zdjęcia to się nam normalnie utrwaliły w głowach na trwałe. Ale nie przełożyło się to na znalezienie mydełek... I w sumie to już pogodziliśmy się z porażką, tym bardziej że już była godzina 13 i czas nam się kończył. Ale jeszcze jedno miejsce nas dręczyło - dobrze wyglądało na ortofotomapie, tak w sam raz pasowało do opisów. Tyle, że nijak się miało do miejsca z mapki którą dostaliśmy z Urzędu Gminy, jak również nie pasowały nam niektóre szczegóły z innego opisu. Spróbować trzeba. I tak sobie szliśmy, szliśmy... I nagle zaczęło nam wszystko pasować :) Dla pewności porównaliśmy drzewa ze zdjęcia z tymi przed nami i już byliśmy pewni, że to dobra lokalizacja :) Zostało tylko odszukać mityczne mydełka. I z tym mieliśmy problem. Pomogła analiza zagęszczenia lasu ze zdjęć, jak również gatunków drzew i ich wieku ;) Jeszcze kilkanaście metrów niepewności i... są!!! Trzy kopce z mydełkami. Normalnie jak małe dzieci się cieszyliśmy :) 

Mydełka RIF

Mydełko RIF

Mydełka RIF



Przy okazji wyjaśniła się tajemnica błędu w mapce z Urzędu Gminy - troszkę Pan Adam zbyt skromne odległości podał, ale jak sam pisał dawno tam nie był, więc nic w tym dziwnego. Humory od razu nam wróciły i w radosnym nastroju pojechaliśmy z powrotem do Czeremchy, podjąć zaległą skrzynkę. Tym razem, pewnie na fali poprzedniego sukcesu podjęcie odbyło się sprawnie i bezproblemowo. A maskowanie skrzynki... zaskakująco logiczne;) Czeremcha za nami, ruszamy na Grabarkę. Kiedyś już tam podjąłem skrzynkę Teda, ale już została zarchiwizowana i w jej miejsce pojawiła się nowa. Znaleźliśmy ją bez problemów. Po drodze mijaliśmy miejsce w którym kilka godzin wcześniej, na przejeździe kolejowym straciły życie 4 osoby. Nie było już śladów wypadku, ale trochę nieswojo się nam zrobiło. Swoja drogą przejazd oznakowany prawidłowo, znaki STOP na miejscu... Z Grabarki pojechaliśmy do Mielnika, w celach typowo turystycznych, bo skrzynki tam umieszczone już miałem podjęte. W Mielniku standard, wieża widokowa i Wzgórze Zamkowe. 




Fajne miejsca i widoki. Ciekawe kiedy powstanie tam zapowiadany z wielkim medialnym szumem Ośrodek Edukacji "Dzikie Pola" - bo póki co to żadnych informacji w miasteczku nie widzieliśmy. A największą dla na atrakcją był przejazd ulicą Białą. Taka zima w środku lata. A dlaczego? Ano dlatego, że tą ulicą przewożony jest urobek z odkrywkowej kopalni kredy, do miejsca w którym go przetwarzają. 







Wrażenia niesamowite :)
Troszkę już czas nas gonił i z Mielnika pojechaliśmy prosto do Białegostoku. Bardzo udany dzień :)

P.S. W odpowiedzi na Wasze pytania;) Tak, niebawem będzie skrzynka przy mydełkach...