piątek, 6 września 2013

Suwalszczyzna część II, 18.08.2013 r.

Jako że wypad do Jeleniewa był weekendowy to pora wracać. Ale żeby nie było nudno to jeszcze się trochę pokręcimy po okolicy. Rejon który nas interesuje to szeroko pojęte okolice jeziora Hańcza ;) Bagaże załadowane do keszowozu, klucz od kwatery oddany - można ruszać. Na początek to co najbliżej, czyli "Czop po odwiercie z lat 70. #2 - odwiert Szurpiły ". Żeby było ciekawiej, jeszcze nikogo przy tej skrzyneczce nie było więc zapowiada się FTF. Na upartego do skrzynki można dojechać samochodem, jeśli ktoś ma oczywiście trochę wyższe zawieszenie. Tym bardziej, że już po żniwach i nie trzeba uważać na zboże. A my? Zrobiliśmy sobie 400 metrowy spacerek. Tym bardziej że słoneczko świeci a i okoliczności przyrody zachęcające. Sama skrzyneczka poddała się łatwo. A czop po odwiercie? Ot taka większa studnia na środku pola, pozamykana na głucho. Pierwszy odwiert ogarnięty, ruszamy w stronę "Kamień z krzyżem - OP1DEF". Niby od drogi jest strzałka w którą stronę iść, ale nasze lenistwo wzięło górę i spróbowaliśmy podjechać z drugiej strony samochodem. No i tyle że podjechaliśmy - wyszło że trzeba więcej iść niż od strzałki ;)

Wrogie stada


A idzie się przez tereny opanowane przez krowy. Niby nic nie mam do tych pożytecznych zwierząt, ale zawsze staramy się ich unikać. Wg nas wszystkie krowy wyglądają na złośliwe, podstępne i czychają na nasze życie i zdrowie, ot taki syndrom krów - morderców ;) Po wnikliwej obserwacji zachowań stada, oszacowaniu możliwych kierunków ataku i ucieczki udało nam się bez strat własnych przedrzeć przez wrogie tereny.

Krowy czają się za drzewami

Sam kamień robi wrażenie. Co on tam robi, w jakim celu został tam umieszczony trudno się domyślić. Ale moc jest.


Czas jechać dalej, niestety skończyły się luksusy w postaci asfaltu i można jechać tylko po szutrach, do tego z kamienistymi  podjazdami. Normalnie prawie jak w górach:)


A celem tej jazdy jest "Bunkier Prawy Las - OP6E25". Schron w bardzo dobrym stanie, a to dlatego że do lat 80-tych ubiegłego wieku był... zakopany w ziemi. Po odkopaniu okazało się, że nie jest zbyt zniszczony i faktycznie, w porównaniu z innymi schronami które widzieliśmy ten to nówka sztuka.



Niedaleko schronu znajduje się inny kesz "Lokomotywka na kamieniu - OP1DED". Niedaleko to na suwalszczyźnie pojęcie względne, bo przeważnie nie ma dróg prowadzących w odpowiednim kierunku i trzeba kluczyć nadkładając drogi. Ale udało się dojechać. W ubiegłym roku czyniliśmy próby podjęcia tej skrzyneczki, ale bujne krzaczory nas zniechęciły.


Obce formy życia tuż przy kamieniu z lokomotywką

Tym razem obyło się bez problemów, bo dzień czy dwa wcześniej założyciel skrzynki przeprowadził akcję reaktywacyjną i krzaczory wykarczował ;) Sama lokomotywka wyryta na kamieniu nadal jest dobrze widoczna. Skąd ten kamień i rysunek na nim? Nie wiadomo. Wpis dokonany, czas powoli zmierzać w stronę asfaltu i cywilizacji. Oczywiście po drodze zajechaliśmy nad jezioro Hańcza. Szkoda, że z funduszy unijnych wybudowano pomosty i ogarnięto okolicę plaży w rejonie Błaskowizny... Trochę jezioro straciło na uroku... Ale zawsze przyjemnie pobrodzić w czystej wodzie :)



Nic to - jedziemy dalej. Kierujemy się w stronę skrzynki "Ewangelicki cmentarz w Łopuchowie - OP6E67". W ubiegłym roku przejeżdżaliśmy kilka razy obok tego cmentarzyka i nie widzieliśmy go. Pewnie dlatego, że ta akurat droga prowadzi przez tak malownicze tereny, że nie dostrzega się nic innego niż widoki, które są naprawdę przecudnej urody :)


W drodze po następną skrzynkę "Czop po odwiercie z lat 70. #1 - OP6F04" zajechaliśmy do Udziejka. Znajduje się tam ciekawe gospodarstwo agroturystyczne, w którym można napić się kwasu bzowego. Co też z wielka przyjemnością uczyniliśmy :)



Udało nam się również dostać trochę tej mikstury na "wynos". Jak się okazało kwas cały czas pracuje, i w trakcie jazdy trzeba było co jakiś czas odkręcać butelkę, żeby wypuścić nadmiar gazu powstałego w trakcie fermentacji. A czop? Był ciekawszy, bo można było pootwierać drzwiczki i klapy i zajrzeć do środka :)


Pohałasowałem tymi klapami na polu i pojechaliśmy do ostatniej dziś skrzynki, czyli do "Park linowy "Twierdza Jaćwingów" - OP6E65". Za każdym razem jak widzimy jakiś park linowy, to mówimy sobie że trzeba spróbować :) I pewnie kiedyś taki dzień nadejdzie. Jeśli chodzi o szukanie keszy to na dziś koniec, wracamy bez zatrzymywania się do Białegostoku. A dlaczego tak? Bo zdobycie dzisiejszych 7 skrzynek zajęło nam prawie 6 godzin. Uroki suwalszczyzny... bo tak naprawdę to skrzynki nie są jakoś specjalnie oddalone od siebie, tylko brak dróg skutecznie utrudnia zadanie.


Powrót do domu przebiegł bez przygód, a my koniecznie musimy wrócić na suwalszczyznę w przyszłym roku :)