sobota, 24 sierpnia 2013

Suwalszczyzna, 17.08.2013 r.

Pogoda jak na zamówienie, można zatem wyruszyć na objazdówkę po okolicy. Jakoś specjalnie się nie spieszyliśmy z wyjazdem. Zresztą ostatnio keszowanie połączone jest ze zwiedzaniem. Już nie tylko ekran GPS i krzaki, ale i coś więcej wkoło dostrzegam ;) Na początek podjechaliśmy do Suwałk, akurat na naszej trasie był keszyk "Ponieważ żyli prawem wilka..." - OT10 - OP5211". 


Podjęcie nie przysporzyło większych problemów. A że patent w Suwałkach nowy to dla zachęty daliśmy zieloną gwiazdę. Z Suwałk kierunek Sejny. A po drodze zaległą skrzynka "Czarne, Krzywe... ale piękne - OP1D6C". 


W ubiegłym roku nie wiedzieć czemu jej nie znaleźliśmy, a teraz zdobyta praktycznie z marszu. Kolejna na trasie to skrzyneczka w Krasnopolu "Skarb Krasnopola - OP6963". A właściwie trochę przed. Dokładniej to nad jeziorem Długie. Dobrze, że w tym miejscu pojawiła się skrzynka, bo jezioro warte odwiedzenia. 



Pierwsza klasa czystości wody, mało ludzi - coś pięknego. Wizyta w Sejnach upłynęła pod znakiem litewskiego kwasu chlebowego w puszce i moich wspomnieniach z dzieciństwa, kiedy to spędzałem wakacje u babci w tym miasteczku. 




Jak już byliśmy w Sejnach to podskoczyliśmy za Giby. Po dwie skrzyneczki których nie udało się nam podjąć w ubiegłym roku. Zresztą seria skrzynek Hanbeia to długa historia, bo mimo sporej odległości od Białegostoku to chyba trzykrotnie próbowaliśmy podjąć całość. 



Ale dziś się udało i ostatnia z serii skrzynek wokół rezerwatu Tobolinka czyli "Pod dębem, bez brzóz... - OP433B" została zdobyta. Dla formalności podjechaliśmy do Zelwy, i tu ponownie zdziwienie, no bo przecież skrzynka prawie na wierzchu, a w ubiegłym roku się nie udało. 


Ehhh, czasem pomroczność jasna daje się we znaki ;) W drodze powrotnej, tuż przed Gibami wypatrzyliśmy przydrożny bar. Jako że pora była ku temu jak najbardziej słuszna postanowiliśmy zatrzymać się na popas. Bar niezbyt zachęcał swoim wyglądem, ale nie zraziliśmy się tym. I w sumie dobrze - porcje całkiem spore, cenowo też znośnie i całkiem smacznie. Ewa zdecydowała się na soczewiaki, ja natomiast pochłonąłem placek ziemniaczany z mięsem. Syci na ciele, ruszyliśmy szukać strawy duchowej w postaci nowych miejsc i keszy. Na popołudnie zaplanowaliśmy odwiedziny w okolicach Puńska. W trakcie jazdy zaciekawiła nas rzeka. Rzeka o nazwie Marycha. Każdy mostek, który mijaliśmy po drodze miał tabliczkę informującą, że rzeka która pod nim płynie to Marycha właśnie. Na odcinku 26 kilometrów naliczyliśmy ich chyba z 5 sztuk. Bardzo ciekawe ;) No ale żeby zdobyć trochę skrzynek to na trasie Sejny - Szypliszki trzeba odbić w prawo - na Puńsk właśnie. Tuż przed zakrętem jest wiadukt kolejowy, a na nim skrzynka Hanbeia "Most Żelaznego Konia - OP3E15". I pewnie jest, tylko że wiadukt jest w remoncie. 


Taki remont to nic strasznego, przecież w sobotę po południu nikt nie pracuje, więc skrzynka jest do podjęcia. Tylko jedno małe ale, wiadukt jest w takim "nigdziu", że pracownicy biwakują sobie obok. Pewnie nie chce im się dojeżdżać... Ciekawy widok takie namiotowe obozowisko i panowie w roboczych ubrankach przy grillu :) Z racji piknikowej metody pracy panów budowlańców na wiadukt nie wchodziliśmy. Ciekawe, czy skrzynka przetrwa remont. Jakoś udało nam się dojechać do kolejnego fenomenu na naszej trasie, czyli osady jaćwiesko - pruskiej w Oszkiniach. 


Mój prosty umysł za bardzo nie ogarnia tej idei, co nie zmienia faktu, że idea przeradza się w całkiem spory projekt. A o co chodzi? Otóż pewien człowiek stwierdził, że będzie kultywował zwyczaje swoich przodków oraz odbuduje swoje rodzinne czy też narodowe dziedzictwo. I jak pomyślał tak i zrobił. Z tego co się dowiedzieliśmy budowa osady trwa już 12 lat, pracują przy tym 4 osoby. A efekt? To trzeba po prostu zobaczyć. Ogromny teren, jakieś kamienie z inskrypcjami, miejsce mocy, stawy, warownie... 







Nie ogarniam... Na totalnym odludziu. Szok. Skrzynka "Osada jaćwiesko-pruska w Oszkiniach - OP3D38", jest schowana w jednym z budynków. Sympatyczny właściciel tego terenu udostępnił ją nam, co wiązało się z wynoszeniem stołu, elementów ogrodzenia itp. Ogólnie to mi się ta osada podoba, ale do tej pory mam jakieś takie mieszane uczucia. Kolejna skrzynka też pokazuje coś dziwnego, a mianowicie "Stara stacja kolejowa Trakiszki - OP5680". Stary budynek stacji ma ponad 100 lat i jest bardzo ładny. 


Do tego nie jest właściwie zniszczony. Oczywiście nie spełnia swojej funkcji, bo tuż obok jest nowy budynek stacji. Ogromny, ze trzy razy większy od starego, wybudowany jako terminal na przejściu kolejowym z Litwą. Tyle, że przejścia już dawno nie ma... przejeżdża tędy jeden pociąg dziennie! Po porcji dość odrealnionych doznań udaliśmy się do Puńska, najbardziej litewskiego miasteczka w Polsce. Niestety jak na złość wszyscy mówili po polsku, a podobno nawet w sklepie można usłyszeć język litewski. 


Za to nazwy na szyldach są pisane w dwóch językach. Podjęcie skrzynki "Punskas - OP5778" trochę się przeciągnęło, bo trafiliśmy na chrzest. 


I dopiero jak uczestnicy uroczystości udali się na nabożeństwo mogliśmy zająć się wpisywaniem do logbooka. Z Puńska potoczyliśmy się do skrzynki umieszczonej w Ogrodzie Bajek w Kaletniku. Niestety obiekt wyglądał na pozamykany, a cena wstepu w wysokości 10 pln skutecznie nas zniechęciła do podejmowania skrzynki. Podobno keszerzy nie muszą płacić... ale nie bardzo byliśmy chętni do sprawdzania tego. Za to po drodze natrafiliśmy na stację paliw. 



Jako że obsługi nie było to chciałem sobie zatankować samochód za free, niestety dystrybutor nie działał ;) Właściwie wszystkie skrzynki z dzisiejszego planu odwiedzone, można wracać do Jeleniewa na kwaterę. Oczywiście szutrową drogą - bo jakże inaczej. Jazda może mało komfortowa, ale za to widoki przyjemne dla oka. 


A potem szybka jazda krajową 8 Szypliszek do Suwałk, i wizyta na dworcu kolejowym w Suwałkach. Oczywiście nie po bilet na pociąg, tylko po skrzynkę " Dworzec kolejowy - OP3F63". Jakoś w 2011 roku większą ekipą białostocką nie udało się nam jej odnaleźć, a teraz Ewa wypatrzyła w pół minuty. Zostało jeszcze odnaleźć Lidla w Suwałkach, zakupy i jazda na kwaterę. A tuż przed Jeleniewem naszło nas na oglądanie zachodu słońca nad jeziorem Hańcza. Rzut oka o której będzie zachód słońca i lecimy. Niestety pokonanie 14 km po krętych wąskich drogach trochę nam zajęło i nie załapaliśmy się na widok znikającej słonecznej tarczy. 



Ale i tak było fajnie :) A na zakończenie dnia mieliśmy spotkanie u nas na kwaterze z keszerem z Gdańska - odwiedził nas kolega Leone z rodziną. Najbardziej zapamiętałem pytanie jego kilkuletniej córki: "Wuju, a czyja jest ćma?". Do tej pory nie umiem znaleźć jakiejś sensownej odpowiedzi ;)

Ślad GPS: Puńsk


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz