niedziela, 4 sierpnia 2013

Czeremcha 3.08.2013 r.

Czeremcha okazała się dla nas nie lada wyzwaniem. A niby miało być prosto. Tak jakoś wyszło, że z racji koligacji rodzinnych musieliśmy jechać za Bielsk Podlaski. A stamtąd już niedaleko do Czeremchy. I w sumie tu mógłby być koniec wpisu... Bo niby po co jechać do Czeremchy? Przecież to koniec świata i bociany tam d..mi szczekają. Ale w Czeremsze pojawiły się 3 nowe skrzynki i już był powód do odwiedzenia tej miejscowości. I o ile dwie z tych skrzynek nie powinny sprawić problemu, to trzecia już tak. W sensie, że nie wiadomo gdzie jest. Tzn. wiadomo - w miejscu gdzie kiedyś była kaplica, spalona w 1941 roku. Ale gdzie była ta kaplica? Tego nie wiedzieliśmy. Pierwsza myśl to internet - przecież wszystko jest w internecie. No i niby są jakieś informacje, ale samej lokalizacji nie szło wydedukować. Street View też niewiele pomógł, samochód Google był tam i owszem, ale nie było jeszcze tabliczki upamiętniającej to miejsce. Czyli też fiasko. W trakcie poszukiwania informacji o spalonej kaplicy natknęliśmy się na inną ciekawostkę. Mydełka RIF. I temu tematowi przyjrzeliśmy się bardziej. Dość ciekawa historia i dla nas nieznana. Otóż w lesie pod Czeremchą leżą sobie poniemieckie mydełka. Leżą w trzech kopcach i jest ich mnóstwo. Z tego co udało mi się wygrzebać w internecie, to w czasie II wojny światowej w tym miejscu były magazyny wojskowe. Niemieckie oczywiście. I Niemcy wycofując się mydełka wyrzucili i spalili. Pod wpływem temperatury mydełka zmieniły swoje właściwości i najzwyczajniej w świecie utrwaliły się, tak jak wypalane cegły. Dzięki temu już prawie 70 lat leżą w lesie w niezmienionej formie, odporne na warunki atmosferyczne. Każde mydełko ma wytłoczony numer i akronim RIF. Jak się okazało w trakcie dalszego zbierania informacji, tak opisane mydełka były kojarzone z wyrobami z ludzkiego tłuszczu. Dalsze zgłębienie tematu wyjaśniło, że akronim ten oznacza "Reichsstelle für Industrialle Fettversorgung", czyli mniej więcej Ośrodek Zaopatrzeniowy Rzeszy. A nie, jak w obiegowej opinii "Rein Judisches Feet", czyli "czysty żydowski tłuszcz". Ogólnie temat mydeł oznaczonych akronimem RIF wzbudzał i wzbudza jeszcze wiele kontrowersji, całkiem zresztą niepotrzebnie, bo to zwykłe dość podłej jakości mydło wytwarzane przez gospodarkę niemiecką w czasie wojny. Podobno nawet słabo się pieniło. Nie dziwię się zatem, że Niemcy w czasie odwrotu mydła te po prostu wyrzucili. Bo i po co to w czasie odwrotu? No ale otoczka sensacji pozostała. A historia jednak banalna. Jak by historia nie była, to chcieliśmy miejsce w którym znajdują się mydełka zobaczyć na własne oczy. I znowu niepowodzenie. O ile można znaleźć informacje o samych mydełkach, ich zdjęcia w lesie, to nie ma dokładnych informacji o ich lokalizacji. Ale co tam dla nas - znajdziemy ;) 

Kilka linków w temacie mydełek dla zainteresowanych. Szczególnie polecam dwuczęściowy artykuł z Kuriera Galicyjskiego.


Etap I
Niedziela 28.07.2013 r.

Po spełnieniu obowiązków rodzinnych wyruszyliśmy na podbój Czeremchy. Na pierwszy ogień poszła skrzynka "Czeremcha - kolejowa wieża ciśnień - OP6CB9". 


Wieżę ciśnień widać z daleka, jeszcze całkiem dobrze zachowana. Z otoczenia można wnioskować, że to ulubione miejsce degustatorów tanich win. Sama wieża zamknięta na cztery spusty. A szkoda, bo można w niej zrobić jakis punkt widokowy, albo wykorzystać w jakiś inny ciekawy sposób. A tak? Standardowo - popadnie z czasem w ruinę... A skrzynka zaskoczyła pozytywnie, niby magnetyk, a rozmiar całkiem zacny. Ukryta też bardzo sprytnie. Za całokształt dałem zielona gwiazdę. Następny kesz na celowniku to "Czeremcha - katolicka - OP6CB6". Pierwszy etap, czyli dotarcie na współrzędne przebiegł bez problemu. 


Natomiast poszukiwania pamiątkowej tabliczki informującej o miejscu w którym była spalona kaplica spełzły na niczym. Niezrażeni udaliśmy się w kierunku cerkwi, żeby podjąć skrzynkę "Czeremcha - prawosławna - OP6CB7". Tutaj mieliśmy małą zagwozdkę, bo przy cerkwi pusto, nikogo nie ma, furtki pozamykane... Mało zachęcająco to wyglądało. Jak się okazało furtka była tylko przymknięta i bez problemu weszliśmy na teren świątyni. W środku cerkwi nie byliśmy, a z zewnątrz to spodobały się nam drzwi - pięknie zdobione. No i jest "wodopojka" - woda pewnie z kranu ale i tak w upalne dni smakuje :) 




Rzuciłem jeszcze okiem na pokrycie dachowe - zwykła blacha ocynkowana, a szkoda... Tak mi się jakoś nasunęło porównanie z cerkwią w Gródku, gdzie dach lśni złotem. A skrzyneczka? Mocno przypałowa, dyskretne podjęcie będzie nie lada wyzwaniem jeśli tylko będzie ktoś w zasięgu wzroku. Ale sposób ukrycia i maskowanie pozytywnie zaskakują. 


Z cerkwi udaliśmy się na ulicę Fabryczną. W lesie przy tej właśnie ulicy mają znajdować się kopce z mydełkami RIF. Po drodze wypatrywaliśmy tabliczki pamiątkowej po spalonej kaplicy, ale nie rzuciła nam się w oczy. Samochodzik zaparkowany, nagrywanie śladu GPS włączone - zaczynamy poszukiwania. Las bardzo przyjemny dochodzenia. Sosny, ściółka równa, krzaczorów brak - las tzw. "przebieżny". To sobie chodziliśmy... 


Niestety bez powodzenia. Może dlatego, że jak się później okazało, nie po tej stronie drogi szukaliśmy? ;) Nic to, przecież i tak niebawem będziemy ponownie w okolicy to poszukamy znowu. Jeszcze tylko rundka po Czeremsze w poszukiwaniu nieszczęsnej tabliczki... też bez powodzenia. Ale przedstawiciel lokalnej społeczności w postaci młodego rowerzysty bez pudła podał nam namiary na poszukiwane miejsce. Niestety w niedzielne popołudnie poszukiwania skrzynki były mocno utrudnione, więc odpuściliśmy. I tyle jeśli chodzi o etap pierwszy.

Etap II
Środa, 31.07.2013 r.

Po powrocie z Czeremchy zacząłem szperać w internecie w poszukiwaniu wskazówek jak dotrzeć do miejsca, w którym leżą mydełka RIF. Publikacji jest niewiele, a do tego żadna z nich nie precyzuje dokładnego położenia tych kopców. Znalazłem natomiast zdjęcia mydełek na oficjalnej stronie Urzędu Gminy w Czeremsze. Napisałem więc meila do autora zdjęć Pana Adama Wiluka, z zapytaniem o lokalizację mydełek. Co dziwne, bardzo szybko dostałem wyczerpującą i w sympatycznym tonie utrzymaną odpowiedź z wyrysowaną mapką :) Przyznam, że byłem pozytywnie zaskoczony reakcją Urzędu Gminy na moją prośbę :) Uzbrojeni w mapkę na spokojnie czekaliśmy soboty, kiedy to mieliśmy ponownie pojawić się w Czeremsze. Niestety życie zweryfikowało nasze plany i musieliśmy pojechać w środę po południu. Nie bardzo nam to pasowało, bo w keszowozie miałem uszkodzona pompę wody i troszkę ubywało chłodziwa... Samochodzik pochłonął w trakcie jazdy 5 litrów wody, czyli jest samochodem na wodę ;) Ale udało się dojechać i wrócić. A na miejscu można było przystąpić do poszukiwań.Jak się okazało, poprzednio szukaliśmy nie po tej stronie drogi co trzeba. Teraz, z mapką nie powinno być problemów. Pod warunkiem, że mapka pokazywałaby dobre miejsce... A nie pokazywała. Trochę nam miny zrzedły...ale mieliśmy również inne informacje pozwalające na lokalizację mydełek. Niestety nijak nam nie pasowały do terenu, który mieliśmy przed sobą. Jako że termin wyjazdu do Czeremchy nie był planowany, to po lesie mogliśmy pomyszkować tylko przez półtorej godziny. Bezowocnie. Za to powoli stajemy się znawcami lasu przy ulicy Fabrycznej ;) Standardowo - my tu jeszcze wrócimy :) A po drodze była kolejna próba podjęcia skrzynki "Czeremcha - katolicka - OP6CB6". Niestety na wprost miejsca ukrycia siedziała widownia, więc z podejmowania skrzynki zrezygnowaliśmy.

Etap III
Sobota, 3.08.2013 r.

W sumie, żeby być w okolicach Czeremchy nie mieliśmy już potrzeby. Ale... mydełka! Jak to? Nie znaleźć ich? Niemożliwe. Musimy znaleźć i koniec. Nastawienie bojowe i ruszamy. Wyposażeni w zdjęcia okolicy ukrycia mydełek, w filmik znaleziony w sieci, w wiedzę w których częściach lasu byliśmy i praktycznie nieograniczeni czasowo. Czyli musi się udać! Po drodze w Bielsku Podlaskim podjęliśmy skrzynkę "ted185_las_Pilicki - OP11E8". Chyba ze cztery razy do niej podchodziłem, dopiero po reaktywacji udało się ją odnaleźć. Bielsk Bielskiem, ale dziś najbardziej interesuje nas Czeremcha. Samochodzik zaparkowany i maszerujemy na poszukiwania. Najpierw miejsca które wytypowaliśmy oglądając mapy Geoportalu. Niestety fiasko. Potem miejsca, które pasowały nam do opisu... z tym trochę zeszło, bo najbardziej pasowało miejsce o największym zagęszczeniu krzaczorów. Ja to miejsce odpuściłem, bo trochę mi nie pasowało do zdjęć, ale Ewa dzielnie poszła w gęstwinę i walczyła z krzaczorami i pająkami. Co prawda po dwóch godzinach poszukiwań to oboje byliśmy oblepieni pajęczyną... I nawet już w domu, po kąpieli mieliśmy poczucie, że coś po nas łazi ;) Nosz kurde, nic nam w tym lesie nie pasowało do siebie. Opisy i zdjęcia to się nam normalnie utrwaliły w głowach na trwałe. Ale nie przełożyło się to na znalezienie mydełek... I w sumie to już pogodziliśmy się z porażką, tym bardziej że już była godzina 13 i czas nam się kończył. Ale jeszcze jedno miejsce nas dręczyło - dobrze wyglądało na ortofotomapie, tak w sam raz pasowało do opisów. Tyle, że nijak się miało do miejsca z mapki którą dostaliśmy z Urzędu Gminy, jak również nie pasowały nam niektóre szczegóły z innego opisu. Spróbować trzeba. I tak sobie szliśmy, szliśmy... I nagle zaczęło nam wszystko pasować :) Dla pewności porównaliśmy drzewa ze zdjęcia z tymi przed nami i już byliśmy pewni, że to dobra lokalizacja :) Zostało tylko odszukać mityczne mydełka. I z tym mieliśmy problem. Pomogła analiza zagęszczenia lasu ze zdjęć, jak również gatunków drzew i ich wieku ;) Jeszcze kilkanaście metrów niepewności i... są!!! Trzy kopce z mydełkami. Normalnie jak małe dzieci się cieszyliśmy :) 

Mydełka RIF

Mydełko RIF

Mydełka RIF



Przy okazji wyjaśniła się tajemnica błędu w mapce z Urzędu Gminy - troszkę Pan Adam zbyt skromne odległości podał, ale jak sam pisał dawno tam nie był, więc nic w tym dziwnego. Humory od razu nam wróciły i w radosnym nastroju pojechaliśmy z powrotem do Czeremchy, podjąć zaległą skrzynkę. Tym razem, pewnie na fali poprzedniego sukcesu podjęcie odbyło się sprawnie i bezproblemowo. A maskowanie skrzynki... zaskakująco logiczne;) Czeremcha za nami, ruszamy na Grabarkę. Kiedyś już tam podjąłem skrzynkę Teda, ale już została zarchiwizowana i w jej miejsce pojawiła się nowa. Znaleźliśmy ją bez problemów. Po drodze mijaliśmy miejsce w którym kilka godzin wcześniej, na przejeździe kolejowym straciły życie 4 osoby. Nie było już śladów wypadku, ale trochę nieswojo się nam zrobiło. Swoja drogą przejazd oznakowany prawidłowo, znaki STOP na miejscu... Z Grabarki pojechaliśmy do Mielnika, w celach typowo turystycznych, bo skrzynki tam umieszczone już miałem podjęte. W Mielniku standard, wieża widokowa i Wzgórze Zamkowe. 




Fajne miejsca i widoki. Ciekawe kiedy powstanie tam zapowiadany z wielkim medialnym szumem Ośrodek Edukacji "Dzikie Pola" - bo póki co to żadnych informacji w miasteczku nie widzieliśmy. A największą dla na atrakcją był przejazd ulicą Białą. Taka zima w środku lata. A dlaczego? Ano dlatego, że tą ulicą przewożony jest urobek z odkrywkowej kopalni kredy, do miejsca w którym go przetwarzają. 







Wrażenia niesamowite :)
Troszkę już czas nas gonił i z Mielnika pojechaliśmy prosto do Białegostoku. Bardzo udany dzień :)

P.S. W odpowiedzi na Wasze pytania;) Tak, niebawem będzie skrzynka przy mydełkach...

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawa historia, mimo że moje rodzinne strony to pierwszy raz o niej słyszę. Czekam na skrzyneczkę :)

    OdpowiedzUsuń